SZPAK - JABŁCZANY KRÓL
9 stycznia 2017
Początek stycznia 2017 r. zapamiętam ze względu na śnieg i siarczyste mrozy, nalot kwiczołów i jemiołuszek na jarząby a także z powodu … szpaka.
5 stycznia (czwartek) był mroźnym dniem (ok. -7 stopni), ale prawdziwie ostre mrozy miały dopiero nadejść … W każdym razie, było bardzo słonecznie i zimno. Zdecydowałam się wyjść z aparatem, kiedy usłyszałam skwierczenie jemiołuszek. Nie było ich nigdzie widać. Natomiast były kwiczoły. Wszędzie! Latały jak szalone, z otwartymi dziobami i krzykiem (kwiczeniem), i z dziobami zapchanymi czerwonymi owocami jarząbu, gubiąc je po drodze.
Na jarząbie, w stadku żerujących kwiczołów i jemiołuszek, dostrzegłam dwa przycupnięte szpaki. Były trochę spłoszone, niepewne ... i szybko odleciały. Nie zdziwił mnie ich widok, bo niektóre szpaki co roku zostają na zimę –5-9 osobników. Chętnie korzystają z moich karmników na balkonie, odwiedzają też innych dobrych ludzi, którzy nie żałują im nasion i jabłek.
Kiedy wróciłam do domu, dowiedziałam się, że na jarząbie naprzeciwko naszego balkonu kilkanaście minut temu, żerowało stado ok. 50 szpaków. No, tak. Wszystkiego mieć nie można. Tam kwiczoły i jemiołuszki, tu – szpaki. Ha, trudno!
Wyjrzałam na balkon. Na udekorowanej świątecznie balkonowej barierce przycupnął szpak. Taki był skulony, niemrawy, pewnie przemarznięty … chyba nie w formie. Karmy wszelakiej dla ptaków jest tu bez liku, dla każdego coś miłego. Zobaczyłam, że szpak skorzystał, więc zostawiłam go samemu sobie. O zmierzchu – odleciał.
Następnego dnia (6 stycznia) pojawił się znowu. Ucieszyłam się, że mądrze wybrał miejsce dokarmiania, bo tu mu na pewno niczego nie zabraknie. Dziwne jedynie, że nie odleciał ze stadem. Może był za słaby? Wciąż nie wyglądał dobrze. Często przysiadał, kiwał się na boki, podsypiał i nie okazywał strachu, kiedy zbliżałam się do szyby. A nawet, kiedy otwierałam balkon, żeby podrzucić ziarna, odchodził w drugą część po balustradzie i nie odlatywał, jak to czyni większość moich gości (za wyjątkiem gołębi).
Na końcówkę drabinki ogrodowej nadziałam połówkę jabłka. Jest dostępna z poziomu balustrady. Poza tym, ptaki dostały rano świeżą karmę do karmników i do wszelkich możliwych naczyń i podstawek, oraz bułkę w kawałkach, zatkniętą w kilku miejscach. Bułkę lubią wróble, mazurki i sikory.
Szpak żarłocznie najadał się jabłkiem, a następnie na podkurczonych nóżkach, przetaczał się do miejsca, gdzie zatknięta była bułeczka. Dziobał ją przez kilka minut. Okazało się, że i szpaczek jest amatorem pieczywa i lubi jeść mokre i suche na zmianę. Poza jabłkiem i bułką, wyjadał z naczynek karmę dla dzikich ptaków (słonecznik i wiele innych ziaren i nasion).
Nie rozpychał się, nikogo nie dziobał, nie był agresywny.
Maluchy po prostu ustępowały mu miejsca, respektując jego masę. Szpak nie przejmował się gołębiami, które też kilka razy przylatywały na balkon, nie bał się ich. Jedynie sroka wzbudzała powszechny strach i wszystkie ptaki, widząc ją, rozlatywały się na boki, kryjąc w krzakach. Szpak ociężale, również odlatywał z balkonu i bardzo szybko wracał na swoją pozycję przy jabłku. W ciągu tego dnia, szpaczek pochłonął dwie połówki jabłka. Właściwie – sam, bo skubnięć modraszki liczyć raczej nie można …
7 stycznia szpaczek pojawił się znowu. Acha! To już jest rezydent. Bardzo się cieszę! Siedział na swoim „starym” miejscu i cierpliwie czekał aż przyniosę jego połówkę jabłka. Resztka, jaka pozostała po uczcie z poprzedniego dnia, była zamarznięta na kość.
Kiedy wyszłam powoli na balkon, odleciał na drzewo. Ledwo nacisnęłam dorodną połówkę jabłka na bolec, szpaczek wrócił. Na dworze było niemiłosiernie zimno! -15 stopni, po nocy z temperaturą co najmniej -19! Patrzyłam z niepokojem na ptaki. Ale – stawiły się na śniadanie wszystkie, lub nawet więcej. Rytuał jedzenia, chodzenia po barierce, spadania na podłogę balkonu, wzlatywania do pokarmu w podstawkach na kwiatki, skubania jabłka lub po prostu – obserwacji, był taki sam, jak poprzedniego dnia. Jednak szpaczek wydał mi się bardziej dziarski, w lepszej formie.
8 stycznia (niedziela) szpaczek był ożywiony, lotny i wszędobylski. Jadł wszystko i wciąż zagryzał jabłkiem! Już po pierwszym dniu, kiedy zobaczyliśmy z jakim apetytem dziobie wnętrze połówki owocu, nadaliśmy szpakowi imię: Jabłczany Król :)
Ogromnie się ucieszyłam, kiedy w pewnej chwili zastałam szpaczka czyszczącego piórka. Wraca do dobrej formy, to już było wyraźnie widoczne. Ma siłę i chęć, żeby zadbać o siebie. Czyste, dobrze natłuszczone, błyszczące pióra są u ptaka niezwykle ważne. Warunkują sprawność lotu, zapewniają ciepło, świadczą o zdrowiu.
Nasz szpaczek – dożywiany na naszym balkonie – odzyskał siły i wigor. Wróciły znajome, instynktowne zachowania ptaka – obawa przed człowiekiem (nawet takim karmicielem, jak ja) i różne inne lęki, ostrożność, uważność, rozglądanie się na boki, a nawet lekkie zachowania agresywne wobec innych ptaków.
Tego dnia wystarczyło jedno jabłko. Szpak więcej jadł innych rodzajów karmy, mniej jabłka. Więcej się ruszał, częściej przelatywał na drzewo i w krzaki – znikał z balkonu na jakiś czas, potem – wracał.
I, co tu owijać w bawełnę, niemiłosiernie kupkał na wszystko. No trudno. Na razie to wszystko zamarza, ale jak się zrobi cieplej, posprzątam i po kłopocie …
9 stycznia – Jabłczany Król jest już szpakiem o pięknym, błyszczącym upierzeniu. Żywym bystrzakiem, wspaniale latającym, wyszukującym pokarmu wszędzie i bez lęku. Zrobiło się na tyle ciepło, że mogłam na pół dnia, w nasłonecznionym miejscu, wystawić dla ptaków naczynie z wodą. Pierwsze skorzystały z tego gołębie. W swoim stylu, zanurzając w wodzie pół głowy i ciągnąc wodę jak smoki, wytrąbiły bardzo szybko prawie wszystko. Nalałam wody znowu.
Kiedy w pewnym momencie spojrzałam na balkon, oniemiałam! Szpaczek siedział w naczynku cały zanurzony w wodzie, machał skrzydełkami, wyskakiwał, wskakiwał znowu, zanurzał raz głowę, raz ogonek, przekręcał się w kąpieli – był w swoim żywiole! Przy temperaturze ok. -6 stopni.
Prawdziwy mors! Wyskoczył z wody, otrząsnął się, poleciał na kilka minut na drzewo. A kiedy wrócił, spokojnie przystąpił do pałaszowania jabłka. Oczywiście, wylałam tę wodę. Wstawiłam nową i dodałam drugie naczynko, bo może wszystkie ptaki zaczną się kąpać? Ale więcej morsów nie było …
Szpaczku – jesteś wspaniały! A ja – ogromnie się cieszę, że pomogłam ci wrócić do formy, wzmocnić się i nabrać ptasiego wigoru. Teraz już nie jest takie ważne, czy szpak zostanie u nas, czy może poleci dalej … Ważne, że jest zdrowy, silny i zna swoje możliwości.
Wiwat, Jabłczany Król!!!