BUDKA LĘGOWA BOGATEK NA ŚCIANIE BUDYNKU
19 maja (piątek)
Kiedy rano wyszłam na balkon, dotarło do mnie, że nie słychać żadnego popiskiwania. Nie było też rodziców - bogatek karmiących swoje maleństwa.
Zatem - stało się! ZAKOŃCZYŁ SIĘ LĘG - BOGATKI OPUŚCIŁY BUDKĘ LĘGOWĄ i poleciały z rodzicami w świat. Nawet nie wiem ile ich było ...
Ale czy to ważne, co ja widziałam lub czego nie widziałam? Nie. Najważniejsze, że rodzina bogatek znalazła dla siebie mieszkanko, żeby złożyć jajeczka, wysiedzieć je, a potem wykarmić swoje potomstwo.
DUŻO SZCZĘŚCIA W WASZYM BOGATKOWYM ŻYCIU! Niech będzie zdrowo i ... bogato! :)
18 maja (czwartek)
W otworze budki lęgowej pojawił się dziobek, potem oczko ... Rodzice karmili intensywniej niż dotychczas. Już wiem, że za dzień-dwa bogatki opuszczą bezpieczne schronienie i rozpocznie się ich nowy etap życia w dzikim świecie. W świecie ciekawym, nieznanym, ale też pełnym niebezpieczeństw.
Bogatka w okienku domaga się karmienia. Rozwija się, bardzo chce jeść, chce być zdrowa, silna i jak najszybciej samodzielna :)
Jednak na razie, to rodzice o wszystkim decydują a na dodatek, muszą dbać o gniazdko więc cierpliwie wynoszą kupki i czyszczą wnętrze.
12 maja (piątek)
Dziś po wielu dniach z deszczem, nawet mrozem w nocy i opadami śniegu w dzień, wreszcie zrobiło się ciepło. Na niebie słońce, a po błękicie z krzykiem, latają jerzyki. Całe ptasie towarzystwo w okolicy mojego balkonu ćwierka, skrzeczy, piszczy, śpiewa i lata w zalotach oraz kłótniach.
Minęło prawie 10 dni. Moje bogatki mają już w budce bardzo hałaśliwe pociechy, które odzywają się cały czas i wciąż domagają się karmienia. Rodzice latają, na zmianę, co 2 minuty i przynoszą świeże liszki, pająki i inne owady.
A w czasie wylotu, wynoszą odchody swoich pociech, zamknięte w naturalnych woreczkach.
Ale ta natura jest zmyślna!
W gniazdku ma być czysto, bo i tak jest tam mnóstwo różnych bakterii, jakie ptaszki małe i duże noszą w swoich piórkach, na skórze i mają wewnątrz organizmu.
Samczyka nazwałam sobie "Czarny", bo ma szeroki, długi i bardzo czarny krawacik, a samiczkę "Kropka" - ma charakterystyczną kropeczkę w okolicy dziobka, na prawym policzku. To ona najczęściej jest widziana z woreczkiem odchodów w dziobku. Dzielna mama!
Kropeczka wysuwa się z budki. Schudła, więc teraz jej łatwiej. Bo była grubsza i bardziej napuszona w czasie wysiadywania jajeczek. Poprzednio z trudem przeciskała się przez otwór w budce lęgowej. A tu wszystko jest na tempo. Czas, czas się liczy.
Bogatki latają dość daleko po owady dla swoich dzieci. Być może nie chcą się kręcić za blisko gniazda, żeby nie ściągnąć sobie na głowę drapieżnych srok i wron. Niestety, te są w pobliżu i jeszcze nie wiadomo jak się zachowają, kiedy maluszki zaczną wylatywać z budki. Na razie są bezpieczne.
Kropeczka. Na gałązce i w zgrabnym wylocie z budki.
Teraz czekam na wylot maluszków. Może jeszcze uda się je sfotografować, kiedy będą karmione przez rodziców na gałązkach drzew i krzewów.
3 maja 2017 (środa)
W zimie wróble, mazurki, modraszki i bogatki korzystały z karmników, pełnych łuskanego słonecznika i profesjonalnej mieszanki ziaren, które kupowałam w internecie. Ptaki były zadowolone, dobrze się odżywiały a ja miałam nadzieję, że wszystkie założą rodziny i będzie jeszcze więcej ptaków w mojej dzielnicy na Ursynowie (Warszawa).
Wiem, że wróble najchętniej gniazdują z nami w budynkach. W sobie tylko wiadome miejsca wsuwają się i wlatują przez szpary w tynku, dylatacje, drożne otwory do stropodachów, wykruszenia betonu lub cegieł pod parapetami lub dachem. Natomiast bogatki łatwo zajmują budki lęgowe.
Ponieważ mam spory fragment wolnej ściany przy oknie balkonowym, pomyślałam, że mogłabym tam zawiesić budkę lęgową. Zamówiłam odpowiedni, specjalny typ budki dla bogatek w firmie Ussuri. Za dwa dni, a to był piątek, 31.03. br., budka już była w moich rękach, dostarczona kurierem.
2 kwietnia 2017 r. mąż zawiesił budkę na ścianie. Z pewnością cała ptasia społeczność śledziła jego ruchy, skryta w krzewach i na gałązkach okolicznych drzew. No, musiało tak być … Bo ledwo budka zawisła na ścianie, przyleciała bogatka. Jak to bogatka – zawisła pazurkami na brzegu otworu i rozejrzała się na boki. Po chwili zajrzała do wnętrza, potem wsunęła łepek do otworu, pół ciała i … zniknęła w środku. Za moment – wyleciała.
Po 10 minutach od zawieszenia budki lęgowej, bogatki zaczęły na zmianę przynosić materiał gniazdowy! Mech, trawę suchą, jakieś listki, patyczki i cienkie lub grubsze gałązki. Niesamowity był to widok. I sytuacja, którą aż trudno mi było uzasadnić. Bo przecież budek lęgowych na drzewach i budynkach w mojej okolicy jest wiele. A jednak ta okazała się tak atrakcyjna.
Do 4 kwietnia rano obserwowałam krzątaninę bogatek. Nie rezygnowały. To nie był słomiany ogień. Z pełną determinacją szykowały się do lęgu. Tego dnia musieliśmy wyjechać
i wróciliśmy 6 kwietnia.
7 kwietnia nie mogłam spać i wcześnie wstałam. Wyjrzałam ostrożnie na balkon. Podeszłam do budki. Potem postałam w oknie … Nic! Nic się nie działo, żadnego ruchu …
Pomyślałam, że jednak bogatki zrezygnowały lub ta budka była dla nich jedynie poligonem doświadczalnym. Wiadomo, czasami trzeba poćwiczyć, żeby dobrze wyposażyć gniazdko i ulokować je we właściwym miejscu.
Wydawało mi się, że to jest najlepsze miejsce na bezpieczne gniazdowanie. U mnie był matowy daszek nad całym balkonem. Balkon typu tarasowego, otwarty, wygodny dla ptaków dolatujących i odlatujących. Przy budce, pnącza winorośli, więc doskonałe miejsce przystankowe przed wlotem do otworu. Sikory tak lubią - zaczepić się na bocznej gałązce, rozejrzeć czujnie na boki i dopiero potem wlecieć do budki.
Zwłaszcza w okresie karmienia, kiedy trzeba zwracać uwagę na potencjalnych wrogów.
Obserwowałam i powoli traciłam nadzieję …
Zastanawiające było jedynie to, że co jakiś czas, ze strony coraz bardziej ulistnionego jarząbu, dobiegał głośny, intensywny głos kontaktowy i śpiew samca bogatki. Czasami samiec zmieniał miejsce śpiewania. Czasami znikał na kilka godzin. Ale rano i wieczorem – był! Śpiewał, nawoływał .... Tak jakby chciał swoją samiczkę wywołać, zachęcić do spotkania z nim w celach – wiadomo jakich - trzeba przecież zalężać jajeczka (dla niewtajemniczonych – kopulować).
Drugiego dnia moich upartych obserwacji, doczekałam się rezultatu. Z budki wyleciała samiczka i skierował się w gąszcz liści, skąd dobiegało nawoływanie samca.
Zaobserwowałam też moment powrotu do budki. Ale to jeszcze nie oznaczało, że samiczka wysiaduje jajka.
Nie pasowały mi daty. Budowa gniazdka i jego wyposażanie musiały trwać 4-5 dni. Od 2 do być może 6-8 kwietnia. Bogatka znosi 6-12 jajeczek. Jeśli codziennie znosiłaby jedno, to wysiadywanie mogłoby się zacząć najwcześniej ok. 12-14 kwietnia. Trwa takie wysiadywanie mniej niż dwa tygodnie. Czyli, pierwsze pisklęta mogłyby się wykluć ok. 28-30 kwietnia. Tak to sobie wymyśliłam, wzbogacona wiedzą z naukowych książek …
W międzyczasie, samiczka wlatywała i wylatywała kilka razy dziennie, a samiec śpiewał i nawoływał w ciągu dnia wiele razy. Czasami pojawiał się w pobliżu budki. Widziałam, że ma w dziobku muchę.
Raz nawet zajrzał do środka. To znaczy, ja raz to zauważyłam. A przecież nie mogłam tkwić przy szybie drzwi balkonowych od rana do wieczora. Więc takie sytuacje mogły się zdarzać częściej.
I powinny, bo kiedy samiczka wysiaduje, samiec dostarcza jej pożywienia …
Oczywiście, wychodziłam i wychodzę na balkon. Żeby posprzątać, posadzić bratki w doniczkach i skrzyneczkach, nalać ptakom wody, a także – ze względu na zimne (były mrozy w kwietniu!) i deszczowe dni – utrzymywanie poziomu słonecznika w walcu-karmniku, wiszącym nad podłogą balkonu. Korzystały z niego wróble, mazurki, sikory, a nawet sroka i gołębie. Moje lęgowe bogatki – również.
Aż nadszedł poranek 28 kwietnia (piątek).
Nagle zobaczyłam samca na krawędzi drewnianej obudowy balkonu z potężną liszką w dziobie.
Ojej! Karmienie! Zaczęło się! Moje wyliczenia były zatem prawidłowe. Kiedy samiec odleciał, podeszłam na palcach do ściany i wytężyłam słuch. Nie usłyszałam żadnego dźwięku. Natomiast z budki wyleciała samiczka. Zafurkotała mi nad głową …
Wycofałam się natychmiast. I byłam bardzo ostrożna przez pierwsze dni. Żeby tylko nie wystraszyć i nie zestresować zalatanych rodziców. Nie wiadomo, czy to ich pierwszy wspólny lęg, czy mieli już potomstwo kiedykolwiek? Z tym lub innym partnerem?
W każdym razie, teraz zaczął się dla bogatek czas wytężonego latania, zdobywania zdrowego pożywienia, odpowiedzialności – wytężonej uwagi i ostrożności. Przynajmniej z mojej strony nie powinno być dla nich żadnego zagrożenia.
Kilka zdjęć zrobić jednak musiałam i bardzo chciałam. Okazało się, że samiczka całkowicie toleruje moją obecność na balkonie, nawet z aparatem. Samczyk był bardziej strachliwy. Zawsze zatrzymywał się na patyczku zatkniętym w wiszący karmnik (pusty) lub na jakimkolwiek innym wystającym elemencie w pobliżu budki lęgowej. Czekał aż ja wycofam się do pokoju. Wtedy wlatywał do budki. Ciekawe, że nie raz oboje rodziców przebywało w środku.
Zastanawiałam się ile mają piskląt?
Minęło 5 dni. Samiec przestał się mnie obawiać, samiczka stała się jeszcze odważniejsza. Nawet wtedy kiedy ja jestem na balkonie (dzieli nas jakieś 3 m), samiczka sięga po słonecznik z walca i przysiada na jakimkolwiek patyku przy ściance balkonu. Rozdrabnia nasionko i czasami sama zjada, a czasami leci z okruszkami do budki. Od dwóch dni słychać kwilenie maluszków. Jest coraz wyraźniejsze. Pisklęta muszą być w budce karmione jeszcze co najmniej 10 dni, a nawet tydzień dłużej (przebywają w gnieździe 15-22 dni).
I kiedy maluszki/podloty wylecą – nadejdą te trudne dni. Bo niebezpieczeństw czyha na nie wiele. Od srok, wron, po koty, ale też choroby, niedożywienie, zimno i deszcze. Mam nadzieję, że dobrze są teraz karmione, bo widać jak wiele białka dostają. Białka przeplatanego ziarnem słonecznika bogatym w tłuszcze i witaminy.