Brak zimy i co? Dokarmiać - nie dokarmiać?
Zima w tym roku przeszła bokiem ... Tak się mówi o burzy, którą słychać, bo gdzieś daleko grzmi, nawet błyska, ale w rezultacie - nic nie było. U nas. Bo gdzie indziej szalała, jak się potem dowiadujemy z wiadomości.
Z zimą jednak stało się inaczej. Po prostu - nie było mrozów, śnieg nie padał, ziemia nie została skuta do głębi, nie zamarzły stawy, jeziora, ani oczywiście - rzeki. Od października do dzisiaj (22 lutego 2020) trawa na trawnikach jest zielona, widać pąki na drzewach, krzewy wypuszczają nieśmiałe listki, wiszą kity wypełnione pyłkiem leszczyny i innych drzew wiatropylnych, kwitną przebiśniegi, ranniki. Kiedy pamięć przypomina "Idzie luty, podkuj buty ...", w powietrzu i na ziemi czuje się wiosnę!
Jesienią 2019 r. dostałam z Urzędu Dzielnicy Ursynów 8 paczek po 5 kg kukurydzy, niełuskanego słonecznika i pszenicy - żeby w czasie ciężkiej zimy dokarmiać głodne i cierpiące chłody ptactwo wszelakie na Ursynowie, a zwłaszcza na Stokłosach, gdzie mieszkam. Czekałam w październiku na mróz (nie raz bywał i to siarczysty), czekałam w listopadzie na śnieg. Przed Bożym Narodzeniem mówiło się, że jest szansa na białe Święta. Ni śniegu, ni mrozu, czasami deszcz. Wiemy, że deszcz jest bardzo potrzebny, bo generalnie susza w kraju. Ziemia chce pić, po upalnych miesiącach bez kropli wody. Więc deszcz - dobrze, niech pada. Tylko gdzie jest śnieg! Gdzie warunki wskazujące na kłopoty ptaków i usprawiedliwiające ich dokarmianie? No, niestety ...
Podsypywałam zdrową mieszankę do osiedlowych karmników, nosiłam na miejsca gromadzenia się ptactwa. Bo przecież nie mogę zostać z ziarnem na lato. Gdzie trzymać? Może się zepsuje, lub ściągnę jakieś myszy albo szczury do piwnicy? Moje maluchy, czyli modraszki, bogatki, wróble i mazurki też dokarmiałam i dokarmiam nadal (trochę mniej intensywnie), bo im w zimie generalnie jest trudniej. Brak owadów i nasiona zjedzone. Ale gołębie, wrony, sroki, kawki, gawrony i cała rzesza krzyczących wniebogłosy mew - czy one też są głodne, kiedy zima taka byle jaka?
Redaktorka z Haloursynów.pl, Anna Łobocka zadzwoniła do mnie na początku lutego 2020 r. z pytaniem: "dokarmiać gołębie czy nie dokarmiać?" a w ogóle, co ja myślę o gołębiach na Ursynowie? Ja mówiłam długo i pokrętnie, bo stanowisko w różnych sprawach związanych z gołębiami mam jasne, jednak nie wszystko pasuje do wymowy tekstu redakcyjnego. Więc Pani Redaktor wybrała z tego telefonicznego wywiadu niewielki fragment do swojego artykułu, który ukazał się 7.02.br. pt.: "Gołębie "stołówki" zaśmiecają krajobraz Ursynowa". Za chwilę przytoczę ... A na razie, podzielę się z Czetelnikami tym, comyślę o gołębiach i ich sytuacji ...
Po pierwsze: lubię gołębie, podobają mi się, są ładne i miłe, mają ładne oczy i kolorowe upierzenie.
Po drugie: uważam, że gołębie miejskie są mądre, elastyczne, świetnie sobie radzą w miejskiej dżungli. Ich upór i swoistą "namolność" uznaję za walor, świadczący o zdolnościach przystosowawczych.
Po trzecie: są wszystkożerne, czyszczą teren z paskudnego jedzenia pod śmietnikami i w rejonie barów, kiosków z jedzeniem, znajdują jedzenie wszędzie, radzą sobie a co najmniej, bardzo się starają nie zginąć a nawet rozmnożyć ...
Po czwarte: rozmnażają się intensywnie - twierdzi się powszechnie, ale tak naprawdę rzadko widujemy pisklęta gołębi i ich podloty. Więc jak to z nimi naprawdę jest, nie wiem. Fakt - gołębie są wszędzie i nic nie jest w stanie zahamować ich amorów w miejscach publicznych, o każdej porze dnia i nocy oraz roku. A gniazda z patyków potrafią umieścić nawet w miejscach uzbrojonych w paskudne metalowe kolce, wzmocnione jeszcze metalową spiralą!
Po piąte: gołębie robią dużo, często i wszędzie kupy, zanieczyszczając miejsca publiczne, piękne, zadbane i uczęszczane przez ludzi, łacznie z naszymi balkonami, parapetami, pomnikami i zabytkami. I to jest to coś czego nie lubi nikt, łącznie ze mną. Gołębie czasami wyglądają źle, są zabrudzone, poszarpane, wymizerowane, śpią i skulone siedzą na placykach, wyglądają na chore. Są również pełne rozmaitych insektów, a niektórzy twierdzą, że przenoszą choroby (brak dowodów na choroby ludzi po zakażeniu się czymś od gołębi; w każdym razie są to jakieś rzadkie, wyjątkowe przypadki).
Jakie z tego wynikają wnioski w sprawie podstawowego pytania: dokarmiać gołębie czy nie dokarmiać? I to nie tylko zimą ...
Oto moje stanowisko: gołębie miejskie są ptakami, które żyją najbliżej człowieka i są od człowieka - pośrednio i bezpośrednio - uzależnione. Tak naprawdę, to gołębie należą do naszych najbliższych "braci mniejszych". Niestety, nie spotykają się z sympatią i nie szanuje się gołębi. Miasto ze swoją infrastrukturą i środowiskiem przyrodniczym jest siedliskiem gołębi miejskich. Władze miasta nie stosują żadnych metod zmniejszania populacji gołębi (nawet nie wiem, czy są takie cywilizowane metody?) ani się nimi nie zajmują w sensie ich leczenia, poprawiania ich kondycji, zapewniania im schronienia czy miejsc lęgowych. Wszystko, co dotyczy sytuacji gołębi w miastach (w osiedlach; generalnie w miejscach zamieszkania ludzi) zostało pozostawione Naturze i mieszkańcom. Zatem, od mieszkańców zależy czy będą gołębiom sprzyjać czy je prześladować.
Uważam, że powinny być wyznaczone miejsca, gdzie gołębie dostaną zdrowe pożywienie. Duży, zadaszony karmnik wysoko ustawiony nad ziemią. Dostępne i rozsądnie usytuowane miejsce z wodą dla ptaków, co najmniej do picia. Jeśli jest fontanna, to należałoby wydzielić dla gołębi (i innych ptaków) miejsce do kąpieli. Woda jest ogromnie ważna zarówno w lecie, jak i w zimie! W dużym stopniu za takie miejsca powinny odpowiadać służby miejskie oraz zarządcy danego terenu (spółdzielni, wspólnoty mieszkaniowej itp.). Wymagane jest sprzątanie i ewentualnie odkażanie (ekologiczne) takich miejsc, wymiana wody, czyszczenie karmników (usuwanie masy zepsutego pieczywa, sałatek jarzynowych z majonezem, zepsutych wędlin, skisłego makaronu, góry ziemniaków, wszelakiego jedzenia jakie ludzie wynoszą ze swoich domów). Gołębie i inne ptactwo przy okazji, powinny otrzymywać kasze, pszenicę, kukurydzę, groch, płatki owsiane, inne ziarna i zboża ... Dla zdrowia i poprawy ich kondycji. Nie będą wtedy nosicielami chorów (przynajmniej w mniejszej skali).
Teraz pytanie - czy przez cały rok? Moim zdaniem: nie, jedynie w okresie zimowym, czyli np. od października/listopada do marca/kwietnia. W pozostałym okresie, ewentualnie w czasie długotrwałej suszy (woda na pierwszym miejscu!) lub intensywnych deszczów (sucha karma zbożowa!).
Wiem, że celem artykułu Pani Anny Łobockiej było naświetlenie problemu dokarmiania gołębi wszędzie, dużo i często - chlebem i bułkami przez starszych ludzi, którzy kupują nadmiar pieczywa, a potem - przynoszą ptakom, "żeby się nic nie zmarnowało". Co do pieczywa, jako uzupełniającego elementu diety w okresie wiosenno-letnio-jesiennym, to ja myślę, że można to jakoś zaakceptować. Pod warunkiem, że pieczywo jest minimalnie solone, nie spleśniałe, pokrojone naprawdę drobniutko i wysypywane tam, gdzie nic innego nie leży. Nadmiar się psuje, niekonsumowany - zaśmieca teren.
Nie ma zgody na rzucanie gołębiom jedzenia wszędzie a na dodatek, w miejscach publicznie uczęszczanych, jak narożniki ulic (niebezpieczeństwo kolizji z samochodami w przypadku spłoszenia stada gołębi), skwery osiedlowe i przedepty (tam często jest klepisko, które po deszczu staje się bajorem pełnym błota; nie ma szans na zachowanie elementernaje higieny takiego miejsca, posprzątanie zepsutej masy jedzenia czy śmieci) oraz dojścia do śmietników (śmieci plus dokarmianie gołębi = sytuacja nie do wytrzymania pod względem czystości i wyglądu).
Więc jeszcze raz: dokarmiać, przede wszystkim w zimie; karma zdrowa, wieloskładnikowa; wydzielone, specjalnie przygotowane do dokarmiania miejsce; sprzątanie i czyszczenie; do jedzenia - utrzymywanie czystych miejsc z wodą.
Gołąb miejski - niech nas zdobi i cieszy, bo to naprawdę piękny ptak o wyrazistej sylwetce. A nawet, powiem więcej - nasz stosunek do gołębi mówi o poziomie naszej wrażliwości i człowieczeństwa. Trzeba pokochać gołębie!
W artykule, o którym wspominałam, jest taki fragment:
"Nie dokarmiać resztkami! Dla ursynowskiej miłośniczki ptaków, która je obserwuje i fotografuje, osoby, które dokarmiają ptaki w nieodpowiedzialny sposób, szkodzą zamiast pomagać. - Jeśli ktoś wyrzuca starą zupę, smażone ziemniaki lub inne resztki z obiadu pełne soli, albo też spleśniałe bułki czy chleb, to musi wiedzieć, że od tego ptaki chorują. Widać potem jak stoją osowiałe czy zataczają się. Dlatego potrzebna jest edukacja, by nie karmić ptaków resztkami ze stołu - mówi Hanna Żelichowska.".
https://www.haloursynow.pl/artykuly/golebie-stolowki-zasmiecaja-krajobraz-ursynowa,14089.htm